czwartek, 8 listopada 2012

SasoDei 01

Środek jesieni nie jest najlepszą porą dla bezdomnego dzieciaka. Jego klan wymordowany został podczas ostatniej "wielkiej wojny". Został już tylko on. Niezwykły dar, który nie ukazywał się od 200 lat w tej rodzinie, akurat w dniu jego narodzin postanowił się pokazać. Deidara, bo tak miał na imię ów włóczęga, na wewnętrznej stronie rak miał usta, tak samo jak na lewej piersi. Pomimo, że wielu, z nieżyjących już jego kuzynów chciało posiadać taką zdolność, on nazywał ją przekleństwem. Rodzinę stracił rok temu, a przez jego dodatkowe usta, był wyganiany z każdego miejsca, w którym mógłby się schronić. Siedział teraz w kącie, opleciony własnymi ramionami i trzęsący się z zimna. Przez cały czas przeklinał na głos swój los.
Deidara był przystojnym, szesnastoletnim chłopcem, o lekko dziewczęcej urodzie. Miał długie blond włosy, z opadającą na twarz grzywką i kucykiem zawiązanym wysoko na głowie, oraz piękne, niebieskie jak ocean oczy. W pewnym momencie źrenice anielskich oczu rozszerzyły się. Chłopiec usłyszał jakieś szepty dobiegające gdzieś z oddali. Podniósł się powoli uważnie obserwując otaczającą go przestrzeń. Po dłuższej chwili tego czuwania powolnym krokiem skierował się w stronę ciemnego zaułku. Nagle poczuł ostry, przeszywający ból z tyłu głowy - zemdlał.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Blondyn zaczął się powoli budzić i ślamazarnym ruchem otwierać oczy. Słyszał nad sobą rozmowę kilku mężczyzn, przestraszony szybko podniósł się do siadu chcąc sprawdzić do kogo owe głosy należą, niestety szybko tego pożałował, gdyż zaczęła go potwornie boleć głowa. Na kostkach i nadgarstkach czuł nieprzyjemnie zimny i niezwykle ciasny ucisk. Powoli lekko zamglonym jeszcze wzrokiem dostrzegł, że na swoich dłoniach oraz nogach ma kajdany.
-Proszę, proszę... Nasza królewna zaczyna się budzić -Deidara usłyszał lekko rozbawiony głos, przez co spojrzał kątem oka na jego posiadacza. Był nim wysoki, niebiesko-skóry mężczyzna, z równie szkarłatnymi włosami oraz złotymi jak słońce oczami. Obok niego stał nieco niższy chłopak, o czerwonych jak krew ślepiach i czarnych, związanych w kucyka włosach po ramiona. Gdyby się mu przyjrzeć, jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć, była całkowicie obojętna. Tak jakby nie był człowiekiem, a jakimś posągiem. Widząc tą dwójkę przez  ciało blondyna przeszły nieprzyjemne dreszcze. Szukając jakiegokolwiek pocieszenia skierował wzrok w prawo, a tam zobaczył czerwonowłosego chłopaka, o brązowych oczach i niezwykle młodym wyglądzie.
-Jak widać. -powiedział bez emocji czarnowłosy - Posłuchaj mały. Wszyscy trzej jesteśmy członkami organizacji o nazwie Akatsuki. Nasz Lider kazał nam Cię przyprowadzić. Obiecuję, że jeśli nie będziesz sprawiał problemów, to nic ci się nie stanie. Rozumiemy się ?
-A jeśli będę ? -zapytał cicho Deidara. Nie miał zamiaru z nimi nigdzie iść.
-Nie chcesz wiedzieć.
-Chcę
-Na pewno ?
Nastała cisza. Blondyn nie był do końca pewien czy tak na prawdę chcę. Czerwono włosy wlepił w niego swój wzrok i złośliwie się uśmiechną.
-Dajcie spokój dzieciakowi. Za niedługo będziemy partnerami. Nie chcę, żeby aż tak bardzo się nas bał.
-Ja się wcale nie boją - skłamał pod nosem. Zrobił to jednak wystarczająco głośno, by wszyscy usłyszeli. 
-Na pewno ? - znowu odezwał się czarnowłosy.
-Tak.
-To dobrze. Wstawaj, idziemy do Lidera.  
Mimo swoich wcześniejszych orzeczeń, blondyn wykonał szybko polecenie. Nic dziwnego, chyba nikt nie chciałby mieć  na pieńku z tymi facetami. Ze spuszczonym wzrokiem pełnym łez wyszedł z pokoju. Szli tak wszyscy bardzo długo, do czasu aż zobaczyli ogromną skałę.
-Mamy się tam wspiąć ? - zapytał nie rozumiejąc nic Deidara.  
-Oczywiście, że nie. Mamy wejśc do środka. - powiedział czarnowłsy jak zwykle bez najmniejszych emocji.
-Do skały ? Jak?
-Normalnie.
-Czemu ryczysz?
Zanim ktokolwiek zdążył się obejrzeć, jeden kawałek ogromnego kamienie przesunął się w bok.  Blondyn niepewnie wszedł do środka zaraz za czerwonowłosym. Nie wiedział dlaczego, ale blisko niego czuł się dziwnie bezpiecznie. W pewnym momencie poczuł, że ktoś się na niego gapi. Obejrzał się dookoła i zobaczył kilku mężczyzn. Szedł nadal na przód, gdy nagle ktoś złapał go za ramię. Tym "kimś" był nie kto inny jak czerwonowłosy, który trzymał go tak mocno, że z niewielkich ran na ramieniu zaczęła mu się lać krew.

-Uważaj jak chodzisz. - syknął przez zęby czerwonowłosy.
Wystraszony nie na żarty spojrzał przed siebie i dopiero teraz zauważył, że tuż przed nim stoi wysoki mężczyzna o rudych włosach .  Na całej twarzy miał pełno kolczyków, a jego oczy były koloru fioletowego. Gdyby się im lepiej przypatrzeć składały się z kilku takich tęczówek oddzielonych od siebie nieco ciemniejszą barwą. 
-Witaj Deidara - powiedział rudowłosy z uśmiechem na twarzy - nie przejmuj się tym, każdemu się zdarza. Jestem Pein. Miło mi cię poznać. To Itachi i Kisame, a to Sasori - wskazał po kolei na poszczególnych mężczyzn. Najpierw na chłopaka z kucykiem, później na tego z niebieską skórą, a na końcu na czerwonowłosego.  - Będzie twoim partnerem.
-Jak to partnerem? - zapytał Deidara któremu przez myśli przeszły niestworzone rzeczy. 
Wszyscy się na na niego popatrzyli, a Kisame zaczął się tak głośno śmiać, że aż się popłakał. Sasori natomiast wlepił w blondyna swój morderczy wzrok.
-Nie... nie chodzi o to. -wyjaśnił rozbawiony Pein - Wszyscy mają tu takie jakby drużyny. W każdej z nich jest 2 członków. W jednej będziesz ty i Sasori, to wszystko.
-Aaa... - mrukną tylko cicho Deidara lekko speszony.
-Sasori, pokaż swojemu koledze wasz pokój. - rozkazał Lider.
-Dobrze. -  po sali rozbrzmiała odpowiedź niezadowolonego chłopaka. 
Blondyn powlókł się za nim, ze spuszczoną głową. Było mu wstyd, że tak zareagowałem na słowo "partner". Lekko zarumieniony weszł za Sasorim do jakiegoś pokoju.
-To nasz pokój. Twoja połowa, prawa i moja lewa. A teraz powiedz... Co ci odbiło do cholery ?! - warknął parząc na niego z chęcią mordu w oczach. 
-Ja...emm... nie wiem.
-Rozumiem, że nikt Cię nigdy nie wychował, ale to nie znaczy, że musisz robić z nas pośmiewisko już w pierwszy dzień twojego pobytu tutaj !
- Przepraszam. - jęknął Dei na skraju rozpaczy. 
-Idę pod prysznic, a ty tu siedź i nigdzie się nie ruszaj !
-Dobrze.
Sasori poszedł do łazienki trzaskając głośno drzwiami. Blondyn natomiast położył się na swoim łóżku i zaczął cicho płakać. Po kilkunastu minutach usłyszał dźwięk otwierających się drzwi. Sasori usiadł na swoim posłaniu i zaczął się w niego wpatrywać ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy.
 -Wcale nie płacze.
-Taa, jasne. Przez cały czas słyszałem twoje łkanie. Zachowujesz się jak jakiś bachor. 
-Przepraszam, że ci przeszkadzałem. Przepraszam, że źle zrozumiałem słowo "partner", ale to nie ja chciałem tu przyjść ! - krzyczał ze łzami w oczach blondyn.
-Dlatego beczysz ? - zapytał z kpiną.  
-Tak ! - wrzasnął najgłośniej jak tylko potrafił Deidara,
-To przestań.- odpowiedział spokojnie - W Akatsuki potrzebni są odważni mężczyźni, nie bojący się niczego, a nie płaczące dzieciaki. Więc zamknij się w końcu, a teraz śpij. Musisz odpocząć. 
-Dobranoc. - powiedział cicho pod nosem niebieskooki. 
W sekundzie nastała idealna cisza. Zmęczony płakaniem blondyn szybko zasnął wtulony w swoją poduszkę.


.C.D.N.

2 komentarze:

  1. drugi raz to czytam :3
    super ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    początek świetny i to jak Deidara zrozumiał słowo "partner"...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń