Witam po dość długiej przerwie. Bardzo przepraszam ale ostatnio miałam.. małe problemy ze zdrowiem ;) Już wszystko jest w porządku, lekcje jakoś udało mi się nadrobić i myślę, że teraz już w miarę regularnie będę dodawać nowe notki ;)
Zapraszam wszystkich do czytania <3
Betowane przez A... Dziękuję ;**
Zapraszam wszystkich do czytania <3
Betowane przez A... Dziękuję ;**
Dedykacja dla Marcela. ! <3
Minął już ponad tydzień, odkąd
go pierwszy raz zobaczyłem i coraz częściej martwię się, że więcej nie będę
miał takiej okazji. Niby mu podziękowałem, ale ciągle mam wrażenie, że zrobiłem
to jakoś.. źle.
Theodor.
Za każdym razem kiedy słyszę to imię, właśnie On staje mi
przed oczami.
Wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna o długich czarnych jak
mahoń włosach.
Piękny.
Coraz częściej to słowo przebiega przez moje myśli.
Dziwne.
Widziałem tyle dziewczyn, o naprawdę wspaniałej urodzie,
ale nigdy nie nazwałem żadnej piękną. Zawsze im czegoś brakowało, zawsze miały
jakąś wadę. Przecież mówi się, że nikt nie jest idealny. To dlaczego on jest!?
Wypuściłem ze świstem
powietrze.
Jak dalej tak pójdzie, to trafię do psychiatryka. Na
miłość Boską, jak to będzie wyglądało, że matka leczy własnego syna.. syna
psychola.
Pokręciłem energicznie głową,
by odrzucić od siebie wszelkie niewłaściwe myśli.
Cóż.. pewnie jakby to podziałało, to niewiele by w niej
teraz zostało.
Wszedłem powoli do jednego z
budynków, mojej jakże ogromnej uczelni. Podobało mi się tu. Zawsze, jak ktoś mi
mówił: „Nie ważne co, ale studiuj, po to, żeby się dobrze bawić” myślałem
sobie, co zabawnego jest w nauce ? Dopiero teraz rozumiem te słowa. Nikt tu nie
mówił o wkuwaniu do późnych godzin w nocy, a o wszystkim co się dzieje w
akademiku, na imprezach, albo po wykładach na piwie z kumplami.
- Cześć ! – usłyszałem za plecami.
Odwróciłem się szybko a na moje usta wstąpił lekko
uśmiech.
- Alice – powiedziałem cofając się o krok, by zaraz przytulić
ją do siebie mocno.
To była jedyna dziewczyna tutaj, z którą mogłem
porozmawiać naprawdę o wszystkim. Bez wyjątku. Zawsze mnie wysłuchała, a co
najważniejsze, zawsze wiedziała co odpowiedzieć. Bez niej wszystko byłoby
znacznie trudniejsze.
- Dalej myślisz o naszym tajemniczym przyjacielu ? –
zapytała unosząc do góry jedną brew, a jednocześnie uśmiechnęła się szeroko o
przezabawnie wyglądało.
- Jakim naszym? Nawet go nie widziałaś. Przyjacielem, też
bym go nie nazwał. – powiedziałem
śmiejąc się pod nosem.
Alice była przykładem takiej stu procentowej optymistki.
Zawsze znalazła wyjście nawet z najbardziej lepkiego bagna.
- Oj tam, oj tam.. to tylko kwestia czasu. – odsunęła się odrobinę i złapała mnie za
rękę. – Zobaczysz. – powiedziała jeszcze, po czym pociągnęła mnie w stronę sali, gdzie mieliśmy mieć pierwsze
wykłady.
Cały dzień na uczelni minął mi bardzo szybko. Alice
ciągle mówiła, o „naszym tajemniczym przyjacielu” , a ja jedynie słuchałem i
podśmiechiwałem się co chwilę. Energia, jaką w sobie miała była wręcz
niezwykła, a jeszcze lepsze było to, że jako jedna z niewielu osób które znam,
Alice umiała przesłać ją do osoby trzeciej.
Autentycznie. No i chyba warto
wspomnieć, że zazwyczaj wlewała ją we mnie, zwłaszcza ostatnio.
- No to do zobaczenia jutro! – wykrzyczała machając do
mnie, a po chwili zniknęła za progiem drzwi. Odkąd znalazła sobie chłopaka,
widujemy się tylko na uczelni, mimo to nasza przyjaźń, jest równie silna jak
wcześniej.
Uśmiechnąłem się lekko.
Trzeba będzie wracać do domu.
Zabrałem z szatni kurtkę i powędrowałem do wyjścia. Jak
zwykle skierowałem się w stronę parku. Wiem, że to niebezpieczna okolica, ale
tak jest po prostu szybciej. Poza tym zawsze mam nadzieję, że może spotkam
Theodora.
Niestety tym razem też się zawiodłem. Nie było go.. znów.
Tak bardzo chciałem go zobaczyć. Chciałem mu szczerze
podziękować, porozmawiać z nim. Sam nie wiem skąd u mnie takie coś, ale po
prostu tak jest.
Westchnąłem wchodząc do domu.
- Wróciłem ! – krzyknąłem przekraczając próg.
Ściągnąłem buty i kurtkę po czym wszedłem do kuchni,
gdzie mój ojciec jak zwykle o tej porze siedział przy stole i rozwiązywał
krzyżówki, a mama zmywała naczynia, co jakiś czas podpowiadając swojemu mężowi.
Trzeba jej to przyznać, wiedze ma ogromną, ale z drugiej strony jako lekarz
psychiatra chyba musi.
- Głodny ? – zapytała nawet na mnie nie spoglądając.
- Sam sobie coś
wezmę. – powiedziałem uśmiechając się lekko.
Otworzyłem lodówkę, z której wziąłem jakiś jogurt , po
czym pobiegłem po schodach na górę wprost do mojego pokoju. Tam rzuciłem plecak
gdzieś w kąt i położyłam się na łóżku, ze słuchawkami w uszach, puszczając
swoją ulubioną piosenkę.
O taak..a teraz
zrobimy dokładnie tak samo, jak Puchatek w tych durnych bajeczkach.
Myśl, myśl, myśl..
Uśmiechnąłem się głupio.
Co ja najlepszego wyprawiam ?
Podniosłem się do siadu i popatrzyłem na swoje odbicie w
lustrze, które znajdowało się na dużej szafie.
- Theodor. – powiedziałem na głos. – Co mam zrobić, żeby Cię znów zobaczyć ? –
zadałem pytanie, na które oczywiście nikt nie mógł mi odpowiedzieć.
Westchnąłem ciężko.
Wyciągnąłem słuchawki z uszu, po czym odłożyłem
odtwarzacz na półkę. Nie miałem pojęcia, jakim cudem mogłem się z nim zobaczyć.
Nie wiedziałem o nim nic, poza tym jak ma na imię, no i że mi pomógł.
Genialne.. genialne. Czemu ja na to wcześniej nie wpadłem
!?
Zerwałem się z łóżka i uśmiechnąłem się szeroko.
Skoro raz mi pomogłeś, a zjawiłeś się z nikąd, to zrobisz
to samo następnym razem.. prawda ?
Uśmiechnąłem się możliwe jeszcze szerzej.
- Niedługo się zobaczymy Theodor.. – powiedziałem na głos
patrząc przez okno w jakiś punkt na niebie.
Naprawdę miałem ogromną nadzieję, że tym razem też się
zjawi, by mi pomóc.
Następnego
dnia wstałem nadzwyczajnie wcześnie. Szybko przygotowałem się do wyjścia , po
czym poszedłem na uczelnię. Wszystkie
zajęcia minęły w rekordowym tempie, ale to pewnie dlatego, że nie brałem w nich
udziału, a raczej dopracowywałem swój wspaniały plan. Od czasu, do czasu Alice
mówiła coś w stylu: „Co miłość robi z człowiekiem”, na co ja jedynie patrzyłem
na nią z politowaniem. Gdy już wszystkie zajęcia się skończyły, a na dworze
zaczynało się ściemniać, wyszedłem zadowolony z uczelni i skierowałem się w
stronę parku z nadzieją, że spotkam tam jakiś chuliganów…
Tak, tak wiem.. dziwny jestem.
Niestety, zawiodłem się, gdyż nikogo tam nie było. Park
był idealnie pusty, jak jeszcze chyba nigdy.
Westchnąłem ciężko.
No nic, nie udało się
raz, próbujemy dalej.
Skierowałem się w stronę centrum miasta, gdzie zawsze o
tej porze przejście przez ulicę graniczyło z cudem. Gdy tylko dotarłem na
miejsce, od razu ruszyłem na jedną z najbardziej ruchliwych dróg, ale nic się
nie stało. Każde auto po kolei zatrzymywało się przede mną, a kierowcy
krzyczeli tylko coś w stylu „Jak chcesz popełnić samobójstwo, to wybierz sobie
innego debila, żeby Cie przejechał”.
I wtedy mnie natchnęło..
Samobójstwo !
Dobra, dobra.. to już lekka przesada, wiem.
Tylko że.. ja naprawdę chcę go zobaczyć.
Niestety. Nic nie skutkowało.
Mijały kolejne dni, a ja nie mogłem go zobaczyć. Robiłem
naprawdę głupie rzeczy i nie raz niewiele brakowało, bym rzeczywiście wylądował
w drugim świecie. On jednak, ciągle się nie zjawiał. Przestałem chodzić na
uczelnię, odizolowałem się od Alice. Ciągle siedziałem w pokoju nie mogąc się
na niczym skupić, niczym poza nim.
Theodor…
- Ja chcę Cie tylko zobaczyć, czy to aż tak wiele !? –
wrzasnąłem, już kompletnie nie wiedząc co mam robić.
Mijały kolejne dni, a ja
ciągle go nie widziałem.
Co więcej, pewnego dnia znów zacząłem myśleć o próbach
samobójczych, ale tym razem takich… skutecznych.
I znów minęło kilka dni…
I znów go nie widziałem…
I znów w mojej głowie błądziły dziwne myśli…
W końcu stwierdziłem, że nie ma sensu tak żyć… ciągle
myśląc o facecie, o którym nic się nie wiem, a że nie mogłem o nim zapomnieć,
zostało jedno wyjście.
Stałem nad urwiskiem. Kiedy
byłem mały przychodziłem tu z matką.. lubiła odgłos fal bijących o ścianę
klifu.
To śmieszne, że skończę w jej ulubionym miejscu.
No cóż…
Uśmiechnąłem się lekko.
W mojej głowie panował dziwny spokój. Uznałem to za dobry
znak.
- Żegnaj Theo. – szepnąłem pod nosem po czym nachyliłem
się nad przepaścią i zrobiłem krok w przód zamykając oczy.
Jednak zamiast lodowatej wody otaczającej moje ciało, jedyne
co poczułem to czyjaś chłodna dłoń łapiąca mnie boleśnie za ramie.
- Co ty wyprawiasz dzieciaku ? – usłyszałem znajomy,
niski głos.
Ja chyba pójdę śladami Michaela i będę próbowała popełnić samobójstwo -.- Usunęło mi treść komentarza i muszę pisać jeszcze raz T.T
OdpowiedzUsuńZacznę od: Awww.
Kocham to. Zdesperowany Michael był świetny, Alice jest fajną przyjaciółką. Chłopaka od razu przyciągnęło do Theodora. To jest takie słoooodkie. Kocham ten rozdział <3 Cały czas miałam uśmiech na twarzy. Wiedziałam, iż Theo nie pozwoli nic sobie zrobić ukochanemu.
Ja już chcę następny rozdzialik. Jak mogłaś w takim momencie zakończyć? No jak? Tak szybko się czytało, o wiele za szybko. Ja już chcę ciąg dalszy!!
Eh.. To w takim razie pozostaje mi życzyć Ci dużo weny no i czasu na pisanie ^^
Pozdrawiam!
Nominowałam Cię do The Versatile Blogger http://gdy-nadejdzie-on.blogspot.com/2013/03/nominacja-do-versatile-blogger.html
UsuńKya (*^*)/
OdpowiedzUsuńOd samego początku spodobał mi się twój styl pisania, a ta historia to po prostu cudo. *q*
Chociaż szczerze załamałam się, że przerwałaś w takim momencie. No nic, najwyżej muszę wytrzymać do następnego rozdzialiku i życzę dużo energii i weny do pisania ^,^
NO siema :D Świetnie Ci to wyszło ;) Ale TY wiesz:D A ja i tak Cię będę męczyć wiesz o co :D Wybacz .
OdpowiedzUsuńCzekam na nowości ;)
Jejku, to jest świetne. Powinien Teodor przetrzepać mu tyłek, pewnie on pilnował, żeby nie doszło do żadnego wypadku. Ciekawe, czy w sposób logiczny Teo będzie mógł wyjaśnić, czemu Michael aż chce popełnić samobójstwo, żeby tylko go ujrzeć.
OdpowiedzUsuńWarto mieć przy sobie taką osobę jak Alice. Wulkan pozytywnej energii.
OdpowiedzUsuńJakoś nigdy nie potrafiłem zrozumieć samobójców. Bardzo dobrze, że Theodor powstrzymał go przed zrobieniem takiego głupstwa i w zupełności zgadzam się z przedmówczynią. Powinien Michaela przewiesić przez kolano i przetrzepać mu zadek :D. Czekam na rozwój akcji.
PS. U mnie nowy rozdział. Zapraszam.
Yeeee! Kurcze, stracha człowiekowi napędziłaś! Dwie opcje - albo chłopak nie znajdzie Theo, albo w ostateczności zginie lub będzie w bardzo, bardzo złym stanie... I to się nazywa fałszywa alternatywa, bo było jeszcze pojawienie się Theo ;3 I to mi się podoba!
OdpowiedzUsuńHaha, ostatnia akcja wywołała burzę. xD Ale wszystko się wyjaśni. ;) Już praktycznie mam to napisane (aż boję się zajrzeć, co ja wypociłam w niedzielę z gorączką... xD)
Wiedziałam, że o czymś zapomniałam... xD Opis od wejścia do domu (czyli fragment z krzyżówkami) do wbiegnięcia do pokoju to jak wyjęty fragment z mojego powrotu z uczelni. xD Identycznie. xD
UsuńWitaj,
OdpowiedzUsuńoch jak się bardzo cieszę, że pojawił się rozdział akurat w tym opowiadania (no cóż lubię opowiadania o wampirach;]), rozdział jest genialny, wyszedł Tobie fantastycznie. Michael za wszelką cene pragnie ponownie spotkać Theodora, przez to nawet targa się na swoje życie.. Ciekawi mnie czy Theodor bywał przy nim przez te dni, ale się nie pojawiał... Ta scena o Puchatku, momentalnie mi stanął obraz Kubusia z tym takim zamyśleniem i „myśl, myśl..” Ta ostatnia scena, fantastyczna, gdy próbuje zrobić ostatni krok, ten się pojawia obok z tekstem: „Co ty wyprawiasz dzieciaku?” Och teraz to ja spać nie będę mogła, co dalej się tutaj będzie działo, Theo nawrzeszczy na niego za głupotę?
Weny, mnóstwa weny Tobie życzę..
Pozdrawiam serdecznie Basia
Zapraszam na rozdział ;P
OdpowiedzUsuńU mnie nn =)
OdpowiedzUsuńPowiadamiam o 34 rozdziale ;3
OdpowiedzUsuńZapraszam na rozdział. ;)
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam na kolejny rozdział. xD
OdpowiedzUsuńHahah, jak na złość - kiedy ludzie mają czas, ja czasami go nie mam, więc nie dodaję rozdziału, a gdy inni są zabiegani, ja jak natchniona regularnie dodaję rozdziały. xDDD Ale jestem dumna, że tyle razy pod rząd mi się udało, nie mając zapasu xD
OdpowiedzUsuńBędę cierpliwie czekać, aż nadrobisz ;3
Cieszę się, że dałaś znać, bo martwiłam się, że coś jest nie w porządku.
Hejoo ;3 U mnie nowa notka ;3 Zapraszam. ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam na rozdział. xD
OdpowiedzUsuńOd stycznia nie dajesz znaku życia.. Eh, mam nadzieję, że na Wielkanoc coś się pojawi ^^
OdpowiedzUsuńNominuję Cię do Libster Blog Award http://gdy-nadejdzie-on.blogspot.com/2013/03/kolejny-post-i-niestety-znowu-nie.html
Hahaha xD Nie masz za co. Grunt, że dajesz znać, że wszystko w porządku ;3
OdpowiedzUsuńOoo, znam to. Tydzień chorowania, a ja nie wiem, w co ręce włożyć, żeby nadrobić opowiadania i komentarze. xD
;3 Daleko mi do ideału, a tym bardziej opowiadaniu. Jest to historia o mieście, w którym studiuję, więc opisy otoczenia były nieco łatwiejsze do opisania. Ale miałam taką dziwną zależność, że jak coś opisałam, to w jakimś stopniu urzeczywistniało się to.. xD
Hmm, czy Aleks będzie szczęśliwy? Chyba tak. Nie opisałam go tragicznie. xD Zresztą, sama zobacz, bo napisałam i wczoraj dodałam ostatni rozdział.
Dziękuję za życzenia. Kaszel jeszcze trochę mnie męczy, ale tak poza tym nie jest źle. xD
Wesołych Świąt ;3
Zapraszam na nową notkę. xD
OdpowiedzUsuńZapraszam na one shota xD
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, ale wzięło Michaela, ciekawe czy Theo obserwował cały czas czy go na przykład nie było go w mieście i nic nie wiedział, ale końcówka... tak, tak...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, ciekawe czy Theo obserwował cały czas Michaela czy nie było go w mieście i nic nie wiedział na ten temat...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, zastanawiam się czy Theo obserwował cały czas Michaela z ukrycia czy jednak nie było go w mieście... i nic nie wiedział na ten temat...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza