piątek, 16 listopada 2012

SasoDei 12


Do jadalni wszedł Pein . Zaczął krzyczeć że już po północy więc wszyscy rozeszli sie do swoich pokoi. Gdy Dei i Saso doszli do swojego zorientowali się że mają spaloną żarówkę. Westchnęli ciężko i próbowali przejść przez istny labirynt zrobiony z różnych rzeczy leżących na ziemi.  Skorpion przodem a blondyn tyłem. Niestety Deidara potknął się o jakiś nieznany obiekt i poleciał za Sasoriego przez co oboje leżeli na ziemi. 
- Aż tak tęsknisz za moim dotykiem ? - wykorzystał sytuacja Sasori.
- Tak.. i to jak. - zakpił - nie denerwuj mnie.
Deidara podniósł się i ponowił swoją wędrówkę. W końcu doszedł do łózka i wyłożył się na nim przymykając lekko oczy. Nagle poczuł na sobie ciało .
- Sasori ! Co ty wyprawiasz !?
-Przecież to moje miejsce.. twoje jest z 2 strony pokoju . -  stwirdził cicho i położył się tuż obok blondyna obejmując go w pasie.
"no tak" - pomyślał Deidara po czym westchnął cicho . Przedostanie si stąd na swoje miejsce było porównywalne do samobójstwa w takich ciemnościach, więc bez większych namysłów postanowił zostać u Sasoriego. Jak się okazało nie było to złą decyzją. Oboje usnęli dość szybko w swoich objęciach.
Rano do pokoju chłopców wszedł Pein. Gdy zobaczył ich śpiących razem uśmiechnął się i podszedł do łóżka.
-No moje gołąbeczki... wyglądacie na prawdę słodka ale czas... Wstawać !!! - ostatnie słowo wykrzyczał .
Zarówno blondyn jak i rudzielec zerwali się z łózka czego efektem był upadek na ziemi. Jednak żaden z nich nie poczuł większego bólu. Gdy otworzyli oczy uświadomili sobie że maja niezłe kłopoty. Pod nimi leżał przygnieciony Pein z dłoniami zaciśniętymi w pięści.
-Lepiej dla was jak w tej sekundzie ze mnie zejdziecie. - syknął przez zęby.
Dei jak poparzony zszedł z Lidera, natomiast Sasori powoli, nie śpieszył się. Pein miał zamiar skomentować zachowanie Sasoriego ale westchnął tylko i wstał.
No to jak już raczyliście podnieść wasze tyłki z tego jakże wygodnego łoża... mam dla was zadanie. Niestety muszę pilnie wyjść... na kilka dni. Chcę zostawić siedzibę w waszych.. a dokładnie w twoich rękach - wskazał na blondyna - Będzie ci pomagał Itachi. Myślę że sobie poradzicie... W końcu niedługo  wrócę.  Zabieram ze sobą Konan więc będziecie musieli sobie załatwić kucharza i oczywiście głos.. kto nim będzie macie tylko i wyłącznie ty i Uchiha. Czy wszystko jest zrozumiałe ??
Dei kiwnął głową z uśmiechem na twarzy natomiast Sasori miał dziwne przeczucia. 
- O co chodzi ? - zapytał szybko Skorpion.
-Nie rozumiem. - odrzekł Pein.
-Dlaczego tak nagle gdzieś idziesz ??
-To nie twoja sprawa.. jestem komuś potrzeby tak samo jak Konan. Niedługo wrócimy. To nie jest niebezpieczna wyprawa.. tylko daleka. Nie musisz się martwić. Jestem pewien że chłopaki doskonale się spisza .
-A dlaczego akurat oni ??
-Itachi jest mądry...i rozważny. Natomiast Deidara wszystkich lubi tak samo i każdego będzie równo traktował tak jak ja. 
Sasori tylko kiwnął głową że rozumie. Trzeba było przyznać.. Dedara był dość nietypowy. Nie można powiedzieć że on i Hidan dobrze zaczęli swoją znajomość ale blondyn nie żywił do niego żadnej urazy. Szybko wybaczał i zachowywał się jakby takie coś nigdy się nie stało.. jakby zapomniał. Ale przecież pamiętał. Był sprawiedliwy.. i nie chciał żeby jego przyjaciele cierpieli.. a aktualnie całe Akatsuki było dla niego jak rodzina. 
..........
Po południu Pein i Konan wyruszyli w podróż. Wszyscy inni stali prezy wyjściu i machali im. A w tłumie można było usłyszeć pojedyncze krzyki typu "Wracajcie szybko". To takie niepodobne do morderców prawda ? Zachowywali się jak duża szczęśliwa rodzimka, a tym czasem w lochach umierali ludzie. Ale nikt się tym nie przejmował. Cieszyli się że maja siebie.. a inni ich nie obchodzili. Po tych całych pożegnaniach wszyscy skierowali się do Jadalni a tam Itachi na miejscu Peina wstał, rozejrzał się dookoła i westchnął.
-Jak już wiecie jesteście pod moją opieką.. moją i Deidary. Nie oczekuje od was żebyście traktowali nas tak jak Peina. Nadal jesteśmy sobą... jasne ?- nie czekając na odpowiedź mówił dalej - jedyną osobą która potrafi gotowac jest... jestes ty Kisame. A więc masz nowa fuchę. Nie ma żadnych misji na ten tydzień. Gdyby Pein nie wrócił powiem wam o następnych ...Puki co macie wolne. 
Itchi wyszedł z jadali i poszedł do lochów. Ostatnio sprawdzał ich stan.. jak i więźniów kilkanaście dni temu. Gdy stanął przed wejściem usłyszał za sobą szelest więc się odwrócił i zobaczył blondyna .
-Deidara. Co ty tu robisz ?
-Mogę z tobą ?
-Jeśli chcesz.. ale żeby cie nie przeraził ten widok .
-Nie jestem Babą !
-Takiej pewności nie mam. - powiedział złośliwie a jego kąciki ust uniosły się do góry. Prawie niewidocznie...ale Dei dostrzegł tą zmianę i uśmiechnął się szeroko.
Oboje weszli do środka i zaczęło się "sprawdzanie obecności". Kto był martwy zostawał wyciągnięty z klatki i położony pod ścianą na korytarzu. Po godzinie wszystkie klatki były już przeglądnięte, Liczba martwych osób wynosiła 27.
-Nieźle. - stwierdził Itachi. 
-I teraz chcesz je tak zostawić ?
-Nie. Kisame po nich przyjdzie i wyniesie na pole, a tam zostaną spaleni. 
Blondyn skrzywił się ale bez zbędnych komentarzy wyszedł z lochów. Uchiha natomiast wyciągnął ze składzika jakąś papkę i podał pozostałym więźniom. Diedara na niego czekał przy wyjściu, a gdy Itachi do niego dołączył spytał cicho:
-Po co wam oni ?
-Nie wam tylko nam. Na nich przeprowadza się testy lub wykorzystuje do treningów.
-Aha..
Na więcej nie było go stać. Było mu niedobrze. Smród gnijącego ciała był okropny. Nie zastanawiając się powędrował do siebie i wziął długi prysznic. Gdy skończył wszedł do pokoju gdzie siedział już Sasori. 
- Cześć. - powiedział Dei.
-Gdzie byłeś ?
-W lochach... już nigdy tam nie pójdę.
-Ja też tak powiedziałem... a jestem tam najczęściej.
-Dlaczego ?
-Testuje na nich swoje trucizny.
-Aha... - znowu ta inteligentna odpowiedź - nie szkoda ci ich ?
-Nie. Gdyby byli silni siedzieli by z rodzinami. Ich wina że nie umieją sie bronić. 
-Ja też nie umiem. - powiedział cicho blondyn - przecież porwaliście mnie. Ja tez mogłem być takim niewolnikiem. Miałem szczęście że wzięliście mnie do paczki a nie tam.
-Nie szczęście tylko umiejętności. Wydaje ci się że jesteś słaby. Gdybyś chciał umiałbyś zabić nie jednego z nas. 
-Ta.,.. jasne.
-Nie musisz wierzyć. ja wiem lepiej.
Mówiąc to Sasori skierował się do wyjścia z pokoju.
-Gdzie idziesz ?
-Na spacer... Sam. - dodał po chwili widząc że Dei się podnosi .
Blondyn popatrzył na niego i kiwnął że rozumie. Każdy miewa gorsze dni. Nie może za to winić jego. Westchnął ciężko i położył się na swoim łóżku. Teraz chciałby żeby Sasori go dotknął, przytulił, pocałował. Niestety.. nie może się mu tak o po prostu do tego przyznać nie !? Nie myśląc o niczym zamknął oczy i odpłynął w krainę marzeń.
.C.D.N.

1 komentarz:

  1. Hej,
    ciekawe gdzie Pain się wybrał, och Deidara pragnie przytulenia...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń