No ale wracając do opowiadania.. niestety nie mam dla was kolejnych rozdziałów i nie jestem wstanie powiedzieć, kiedy się jakiś pojawi bo naprawdę nie mam głowy do pisania. Wstawiam za to one-shota, którego napisałam wcześniej, jeśli są jakieś błędy to bardzo przeprasza, obiecuję je poprawić, jak tylko będę wstanie to zrobić.
Chciałam jeszcze serdecznie powitać nową czytelniczkę, Basię, mam nadzieję, że blog dalej będzie Ci się podobał.
Mam nadzieję, że u Was te Święta należą raczej do tych udanych. ;)
Zapraszam do czytania i baaardzo dziękuję za wszystkie komentarze. <3
Dedykacja dla Ayumi. <3
Święta.
Czas, kiedy
wszyscy ludzie, a przynajmniej ich znaczna większość ma na twarzach te głupie
uśmieszki.
Czas, kiedy
nie wiedzieć czemu wszyscy nagle zaczynają sobie pomagać i współczuć.
Czas, kiedy
po sklepach włóczą się tłumy depczących sobie wzajemnie po piętach ludzi, w
poszukiwaniu coraz to lepszych promocji.
Czas, kiedy
ukochana rodzinka z niewiadomych powodów nagle doznaje olśnienia i przypomina
sobie o twoim olśnieniu.
Czas… którego
nienawidzę.
Dlaczego ?
Z dwóch
powodów. Nie lubię tłumów, musze mieć przestrzeń wokół siebie i nienawidzę
fałszywych ludzi, szkoda tylko, że głównie takich mam w swojej rodzince, ale po
kolei.
Jestem Max i
mam 20 lat. Mieszkam w małym, aczkolwiek przytulnym domku na obrzeżach miasta,
wraz ze swoim młodszym o 4 lata bratem. Nasi rodzice nie żyją od 3 lat. Zapewne
zastanawiacie się, jakim cudem nie trafiliśmy do domu dziecka. Otóż moja
chrzestna „wzięła nas pod opiekę”, a wyglądało to tak, że ona mieszkała w
wielkiej willi oddalonej od nas o jakieś 300 km, a ja i mój brat żyliśmy sobie
tak jak dziś.
Mimo tak
bogatej opiekunki codziennie brakowało nam pieniędzy. To co nam wysyłała,
starczało ledwie na rachunki. Na szczęście mieliśmy jeszcze trochę oszczędności
z mojego stypendium i dodatkowo poszedłem do pracy, więc jakoś udało się nam
przetrwać.
Jedyną osobą
z całej naszej rodziny, która zawsze była chętna nam pomóc, była Felicja,
siostra naszej mamy. Jednak, jako że była ona samotną matką z trójką dzieci, staraliśmy się możliwie jak
najrzadziej korzystać z je pomocy. Miała wystarczająco dużo własnych problemów,
więc nie chcieliśmy jej dokładać jeszcze naszych.
- Braciszku,
zobacz! – krzyknął Kei patrząc przez sklepową szybkę na wielkiego, białego
misia. – Chcę takiego na gwiazdkę. – uśmiechnął się szeroko.
Miał już
szesnaście lat, ale ciągle zachowywał się jak małe dziecko.
No tak.
Opowiedziałem już całą historię naszej rodziny, a zapomniałem o najważniejszym
człowieku w moim życiu.
Ponoć od
tyłu, nie sposób nas rozróżnić. Mamy podobne sylwetki, kasztanowe włosy
praktycznie tej samej długości i ten sam styl ubierania się. Jedyną widoczną
różnica jest fakt, że Kei jest ode mnie niższy o jakieś 10 cm, no i jeszcze
mamy inne oczy. Moje są jasnozielone, a jego piwne, prawie złote. Poza tym
jesteśmy nie do rozróżnienia. Przynajmniej wizualnie, bo charaktery mamy
zupełnie inne.
Bardzo kocham
Keia, z czego nie powinienem być dumny.
Dlaczego?
Ponieważ
kocham go w sposób, w jaki brat, brata nigdy kochać nie powinien.
- Kupisz mi
braciszku ? – zapytał patrząc na mnie z uśmiechem.
Doskonale
zdawał sobie sprawę, że nie możemy sobie pozwolić na bezsensowne wydatki, ale
chyba tym sposobem próbował upodobnić nas do innych, normalnych rodzin.
- Oczywiście
Kei – odpowiedziałem z lekkim uśmiechem na twarzy, mierzwiąc mu przy tym włosy.
Trochę śmieszyło mnie jego zachowanie. Co roku znajdywał jakieś coś i później
prosił mnie o to. Oczywiście nigdy tego nie dostał, bo po prostu nie mogliśmy
sobie pozwolić na takie rzeczy. Zawsze kiedy mówił mi, co chce obaj się
śmialiśmy, ale kiedy przychodził czas na dawanie prezentów zawsze miałem
wyrzuty sumienia, że nie byłem w stanie kupić mu tego, o co prosił.
-Wracajmy
już. – powiedział w pewnym momencie uśmiechając się słodko w moją stronę.
Naprawdę go
kochałem. Kochałem tą jego niewinność, beztroskość i uśmiech, który prawie
nigdy nie schodził mu z twarzy, nawet gdy było już naprawdę bardzo źle. On
zawsze był optymistą.
- W końcu. –
odetchnąłem z ulgą, na co ten zaśmiał się pod nosem. Doskonalę zdawał sobie
sprawę z faktu, że ja naprawdę nienawidzę zakupów.
Ruszyliśmy
spokojnym krokiem w stronę domu. Jak zwykle nie odzywałem się zbyt wiele, a
jedynie słuchałem opowieści brata, o tym jak bardzo lubi śnieg, którego ciągle
brakowało na ulicach.
Tak.. On był
dokładnym przeciwieństwem mnie. Wszystko co on lubił, ja wręcz nienawidziłem i
odwrotnie. Chociaż nie.. Chyba nie istnieje rzecz, której Kei by naprawdę nie
lubił.
Chwilę
później nareszcie dotarliśmy do domu.
- No to ja
zrobię kolację. – uśmiechnął się szeroko w moją stronę i zaraz po tym zniknął
za drzwiami kuchni.
Uśmiechnąłem
się pod nosem.
Jego przyszła
żona będzie miała w domu największy skarb świata.
Westchnąłem
lekko.
Zawsze jak
myślałem o przyszłości Keia, w której nie ma miejsca dla mnie czułem taki
dziwny ucisk w sercu. Nie wyobrażałem sobie życia, bez ukochanego brata obok.
Poszedłem do
łazienki wziąć szybki prysznic, po czym powędrowałem do kuchni, by zobaczyć jak
idą przygotowania do kolacji. Trafiłem
idealnie, bo gdy przyszedłem wszystko leżało już gotowe na stole.
- Smacznego
braciszku. – uśmiechnął się do mnie siadając na swoim stałym miejscu, by
następnie wziąć do ręki jedną z przygotowanych przez siebie kanapek.
- Smacznego –
odpowiedziałem i również sięgnąłem po jedną.
Obaj jedliśmy
w idealnej ciszy, co mnie trochę zaniepokoiło. Rzadko, a właściwie prawie nigdy
nie było tek, żeby Kei nie odezwał się ani razu podczas całego posiłki. Gdy
talerz był już całkowicie pusty, obaj wzięliśmy się za porządki, a wyglądało to
tak, że on umył naczynia, natomiast ja je wytarłem i pochowałem do szafek.
Niestety nawet wtedy się nie odezwał. Oparłem się więc o blat, krzyżując ręce
na wysokości klatki piersiowej i patrzyłem na niego podejrzliwie, jak wycierał
stół.
- Co jest ? –
zapytałem w chwili, gdy odłożył szmatkę do kranu.
-Nic. Czemu
pytasz ? – udał, że nie wie o co mi chodzi.
Na miłość
boską, jesteśmy braćmi, znamy się od zawsze. Czy on naprawdę myśli, że zdoła
coś przede mną ukryć ?
- No mów. –
ponagliłem go.
- No bo… tak
sobie myślałem… - zaczął bardzo powoli patrząc w podłogę tak uporczywie, jakby
co najmniej zobaczył tam jakieś malowane wrota, albo jeszcze coś innego. – Może
byśmy nigdzie nie jechali.. w tym roku.
- Co masz na
myśli ?
- No… no
święta. Zróbmy sobie taką małą, skromną wigilię. Tylko we dwóch. No wiesz…
- Nie rozumiem.
Przecież ty kochasz wyjazdy do rodziny. – popatrzyłem na niego niepewnie.
- Co ? –
zapytał niezrozumiale, tym razem patrząc mi w oczy.
- No przecież
to ty co roku chciałeś odwiedzać ciotkę.- wytłumaczyłem pospiesznie.
- Wcale nie.
To ty uważasz, że tak wypada, więc jadę.
- No bo
wypada, ale to nie znaczy to samo co trzeba.
- Czekaj,
czekaj… czyli to znaczy, że się zgadzasz ? – zapytał uśmiechając się szeroko.
- No.. no
tak. – odpowiedziałem ciągle niepewny.
To była
dziwna sytuacja. Mógłbym przysiąc, że Kei uwielbia odwiedzać rodzinę, a tu
proszę.
- Super ! –
chłopak rzucił mi się na szyję i dobrze, że opierałem się o blat, bo
najprawdopodobniej obaj wylądowalibyśmy na ziemi. – Dziękuję. – dodał jeszcze
wzmacniając uścisk.
- No przecież
nie ma za co. – uśmiechnąłem się lekko obejmując go w pasie, by przypadkiem za
szybko nie chciał się odsuwać.
Tak bardzo
potrzebowałem jego dotyku.
Wyobrażacie
sobie, jak to jest żyć przez tyle lat, dzień w dzień powstrzymując się przed
zgwałceniem własnego brata ?!
No chyba
nie.. ale możecie uwierzyć mi na słowo. Okropne uczucie.
W każdym
razie. Kei podobał mi się odkąd.. właściwie to nie wiem dokładnie od kiedy, ale
mniej więcej od śmierci naszych rodziców. Czasami wydawało mi się, że on też
patrzy na mnie w ten sposób, że też czuje to co ja, ale zawsze tłumaczyłem to
sobie w ten sposób, że po prostu widzę to, co tak usilnie chce zobaczyć.
- Oglądniemy
coś .? – zapytał w pewnym momencie odsuwając się ode mnie, co nie bardzo mi się
spodobało.
- No jasne. –
odpowiedziałem.
Od razu
skierowałem się do sypialni, by wynaleźć jakiś film na Internecie, a mój brat
zajął się przygotowaniem jakiś przekąsek typu popcorn czy chipsy. Już po chwili obaj siedzieliśmy na łóżku
oglądając film.
Znaczy się..
Kto oglądał, ten oglądał.
Ja znalazłem
sobie znacznie lepsze zajęcie, jakim było obserwowanie twarzy mojego brata.
Wyglądał wtedy tak uroczo. Za każdym razem kiedy wkładał do ust popcorn, miałem
ochotę go pocałować. Nie wiem skąd takie coś.. ale po prostu tak było.
- Genialny
prawda ? – zapytał w pewnym momencie gwałtownie ściągając mnie na ziemię.
Popatrzyłem
na ekran telewizora i dopiero teraz zorientowałem się, że film się już skończył.
- Emm.. tak.
– uśmiechnąłem się lekko.
- A ta główna
bohaterka, Sara, fajna no nie ? – patrzył na mnie uśmiechając się w jakiś
taki.. dziwny sposób.
- No.. była
całkiem, całkiem. – poprawiłem nerwowo pozycję.
Przecież nie
miałem bladego pojęcia o czym był ten film.
Kei popatrzył
na mnie jakby z politowaniem i pokręcił lekko głową.
- Na co tak
patrzyłeś, co ? – zapytał przysuwając się do mnie odrobinę.
- Jak to na
co?
- No bo nie
oglądałeś przecież filmu.
- Oglądałem.
– odpowiedziałem szybko.. za szybko.
- Ach tak? W
takim razie powinieneś wiedzieć, że główna aktorka była płci męskiej, i nie
nazywała się Sara, tylko Mark.
Cholera.
Ładnie zawaliłem.
No i co ja
mam mu teraz powiedzieć ?
- Więc, na co
tak zawzięcie patrzyłeś ? – kontynuował Kei.
Na miłość
boską, no przecież nie powiem mu, że na niego!
- Na nic..
ja.. po prostu źle się czuję. – wiem, wiem.. marny ze mnie kłamca.
- Hmm.. –
mruknął przysuwając się do mnie jeszcze bliżej, po czym położył dłoń na moim
czole. – Nie masz gorączki braciszku, chociaż z drugiej strony.. rumienisz się.
Słysząc
ostatnie słowa spuściłem nieco wzrok, by grzywka zasłoniła mi możliwie jak
najbardziej twarz, co było okropnym posunięciem.
Dlaczego?
Bo zawsze tak
robię, gdy się denerwuję. Co dało mojemu bratu sygnał, że kłamię.
- Kochasz
mnie ? – zapytał nagle.
Popatrzyłem
na niego dziwnie. No takiego pytania się nie spodziewałem.
- Jesteśmy
braćmi. Oczywiście, że tak. – odpowiedziałem odrobinę się uspokajając.
- Nie
braciszku.. nie takie kochasz. – przysunął się do mnie znów, ale tym razem
stanowczo za blisko.
Oparł obie
dłonie na moich ramionach, siadając tuż przede mną, a nasze twarze dzieliło
zaledwie kilka centymetrów, przez co doskonale czułem ciepło jego oddechu na
swojej szyi.
- Zawsze na
mnie patrzysz, zawsze gdy robię coś prowokującego oblizujesz wargi, zawsze
obejmujesz mnie stosunkowo nisko. Nie zauważyłeś ? – uśmiechnął się do mnie
figlarnie. – pociągam Cię ?
Na Boga
jedynego gdzieś tam wysoko w chmurkach.. czy to jest mój brat? Mój kochany,
niewinny, nieśmiały, roześmiany, mały braciszek ?
- Jaa… -
zabrakło mi słów.
- Ok
braciszku. Nie musisz mi mówić. – uśmiechnął się do mnie już normalnie, w ten swój niewinny i delikatny sposób, po czym
wstał z łóżka.
Dopiero wtedy
zrozumiałem, że to moja szansa. Może jedyna w całym moim życiu. Złapałem go za
rękę, przez co ten popatrzył na mnie z lekkim zdziwieniem.
Teraz, albo
nigdy.
- Kocham Cię
Kei. – wyszeptałem cicho patrząc mu w oczy.
I wierzcie mi
lub nie, ale te kilka sekund oczekiwania na jego reakcję były najgorszymi w
moim życiu.
- Wiem,
wiem.. przecież jesteśmy braćmi. – uśmiechnął się do mnie.
On doskonale
wiedział, o co mi chodzi.
Skąd to wiem?
Widziałem po
jego oczach.
Widziałem,
jak patrzył.
To
wyczekiwanie z jego strony.
Chciał bym to
powiedział..
A co to
znaczy ?
- Kocham Cię
Kei, nie jak brata. – podniosłem się z łóżka – kocham Cię inaczej. –
powiedziałem powoli patrząc mu głęboko w oczy.
Uśmiechnął
się.
Tak pięknie,
jak jeszcze nigdy.
- Też Cię
kocham Max. – szepnął ze łzami w oczach, ale to były chyba te dobre łzy. Łzy
szczęścia.
No i wtedy
się to stało.
Kei podniósł
się lekko na palcach przysuwając się do moich ust, ale nie… Wcale mnie nie
pocałował. Czekał, aż ja to zrobię.
Wycwanił się
chłopak.. no ale cóż.
Pogładziłem
delikatnie opuszkami palców skórę na jego policzku po czum niepewnie
pocałowałem go w usta. Chociaż to było bardziej muśnięcie, bo ledwo dotknąłem
jego warg, ale na szczęście Kei dał mi wyraźnie do zrozumienia, że chcę więcej,
gdyż popchnął mnie na łóżko i usiadł okrakiem na moich biodrach.
No i właściwie
.. tyle mi wystarczyło, by obudzić we mnie to pożądanie, które tłumiłem w sobie
przez tyle lat.
Objąłem go
szybko za szyję, by przyciągnąć do siebie jego twarz i zatopiłem się w jego
ustach. Tym razem zrobiłem to jednak znacznie pewniej, niż poprzednio. Kei
rozchylił swoje wargi, no a ja nie mogłem przecież nie skorzystać z takiej okazji,
więc zwinnie wsunąłem mu język do ust. Musiało mu się to podobać, bo zaraz
mruknął cicho ocierając się lekko o moje biodra. Od razu poczułem, jak mój członek twardnieje.
Ten chłopak działał na mnie jak nikt inny na świecie. Całowaliśmy się jeszcze
przez chwilę, aż do czasu, gdy z moich ust wydobył się cichy jęk, spowodowany
jego ocieraniem się. Odsunąłem go wtedy od swoich ust i zmieniłem pozycję.
Teraz to ja siedziałem na jego udach. Pociągnąłem go do siadu, by ściągnąć mu
koszulkę, która skutecznie uniemożliwiałaby mi dostąp do jego wyrzeźbionego torsu.
Pchnąłem go lekko, przez co był zmuszony ponownie się położyć, a zaraz po tym
zacząłem całować go po szyi, schodząc w kierunku ramienia, aż na tors, a
później brzuch. Czułem pod sobą, jak jego klatka coraz gwałtowniej się unosi, a
następnie opada.
Nie powiem,
bo sprawiło mi to nie lada przyjemność. Do tego wszystkiego dochodziła
świadomość, że Kei jest mój, mój i tylko mój… przynajmniej w tej chwili.
Zszedłem z
pocałunkami na jego podbrzusze, powoli rozpinając mu spodnie, by zaraz pozbyć
się ich z ciała mojego ukochanego. Rzuciłem je gdzieś w kąt, by nie zagracały
łóżka, a zaraz po tym dokładnie ten sam los spotkał bokserki mojego brata.
Dłonią przesunąłem powoli po całej długości jego członka, który był dość
sporych rozmiarów. Od razu widać, że
jesteśmy rodziną. Zsunąłem się z pocałunkami jeszcze niżej, aż w końcu dotarłem
no tego upragnionego miejsca. Koniuszkiem języka polizałem czubek jego
męskości, na co ten wygiął się w ostry łuk, a z jego ust wydobył się głośny,
aczkolwiek krótki jęk. Zaraz przejechałem językiem po całej długości penisa,
powtarzając kilka razy tę czynność, a następnie wziąłem go całego w usta.
Dłońmi objąłem jego uda, rozszerzając je odrobinę, by zapewnić sobie odrobinę
więcej miejsca, po czym zacząłem rytmicznie poruszać głową w górę i dół.
Gdybym chciał
opisać to, co działo się wtedy w moim umyśle zabrakło by i słów, bo niestety
człowiek, nie wynalazł takich, które choć w najmniejszej mierze mogłyby wyrazić
to, co przeżywałem. Za każdym razem, gdy słyszałem te cudowne jęki, które
wyrywały się z ust Keia całe moje ciało ogarniały dreszcze.
Po chwili
przyśpieszyłem znacznie swoje ruchy, co chyba spodobało się mojemu bratu, bo
jego jęki stały się głośniejsze. Niedługo po tym doszedł w moje usta. Połknąłem
wszystko, po czym odsunąłem się powoli i popatrzyłem mu w oczka oblizując się.
Spoglądał na
mnie zamglonym wzrokiem spod tych ślicznych długich rzęs. Uśmiechnąłem się do
niego delikatnie i już chciałem nachylić się nad jego twarzą, by znów go
pocałować, gdy on podniósł się do siadu i sam wpił się łapczywie w moje wargi.
Pocałunek przerwał tylko na kilka sekund, by ściągnąć ze mnie koszulkę, a
później znów nastąpiła zmiana stron. Szybko zsunął się niżej, ściągnął ze mnie
spodnie wraz z bokserkami, a następnie usiadł mu na biodrach. Całowaliśmy się
namiętnie, a on ocierał się swoim członkiem o mojego, dlatego co chwilę
któremuś z nas wydobywał się z ust cuchy jęk.
W pewnym
momencie doszło do mnie, że już dłużej nie wytrzymam. Kolejny już raz tego
wieczoru pozycja została zmieniona, a chwilkę po tym wszedłem w niego powoli,
na co ten wygiął się mocno i jęknął przeciągle obejmując mnie za szyję.
Pocałowałem go lekko w usta, a on poruszył niecierpliwie biodrami, co dało mi
znak, że mamy iśc dalej. Poruszałem biodrami
rytmicznie i powoli, stopniowo przyśpieszając. Nie wiem ile to trwało, ale to
były najpiękniejsze chwile w moim życiu. Obaj doszliśmy w tym samym momencie
jęcząc gardłowo. Opadłem na jego ciało oddychając ciężko. Żadne z nas się nie
odezwało, póki nasze oddechy się nie unormowały. Wyciągnąłem z niego swojego
członka i położyłem się obok brata okrywając nas szczelnie kołdrą. Ten wtulił
się w mój tors przymykając oczy.
- Kocham Cię.
– szepnął cicho. Miał zachrypnięty głos.
- Wiem.. Ja
ciebie też Kei. – odpowiedziałem przyciskając go do siebie nieco mocniej.
Chwile później
obaj zasnęliśmy, wtuleni w siebie.
Święta.
Czas...
którego nienawidziłem…
aż to tego
dnia.
oh, piękny one-shot! Cudowny! Bardzo mi się podobał!
OdpowiedzUsuńDziekuje za dedykację i komentarze na moim blogu. ;D
OdpowiedzUsuńNaprawdę, wyjątkowy ten one-shot. Takie nietypowe połączenie świąt i yaoi. Ale bardzo trafne połączenie, oryginalne, lekko się czyta. Opowiadanie słodkie, z dobrym zakończeniem. Ale w sumie tego ostatnio, brakowało na wielu blogach. Dobrych zakończeń. Dobrze, że u Ciebie takowe się pojawiło. Wenyy, życzę wenyy i współczuje z powodu kotka i kłopotów rodzinnych. A jeżeli chodzi o mojego bloga, to jeszcze w tym tygodniu postaram sie coś dodać. Pozdrawiam. ;]
To może zacznę od Twojej ,,przygody". Matko! Współczuję Ci. biedny kotek :( Rozumiem, że obecnie nie masz głowy. Podziwiam Cię za wytrwałość i upór, jak walczyłaś o życie tego stworzenia.
OdpowiedzUsuńFajny pomysł na one-shota. Podobał mi się, był taki wzruszający ^^ Fajnie opisane uczucia bohaterów. Ogólnie podoba mi się Twoja twórczość i nie mogę się doczekać następnej notkie ^^
A i przy okazji zapraszam do siebie http://gdy-nadejdzie-on.blogspot.com/
Chciałam coś jeszcze napisać, ale nie wiem co xP
Pozdrawiam i życzę weny ;3
Fajne, fajne . ^^
OdpowiedzUsuńAlee.. tak brat z bratem ? Hm.. to tak jakbym widziała ciebie i Ale. :D
No, ale w sumie to ciekawe..
i tak się zastanawiam .. kiedy dasz ten cholerny rozdział na tG?! xD
Współczuję, biedny kotek :( A więc jestem tu pierwszy raz i cieszę się, że akurat natrafiłam na one-shota ;D spodobał mi się pomysł o nastolatku, który zachowuje się jak dziecko :3 Ten Max nieźle wtopił z tym filmem xD ogólnie podobało mi się :) pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńKazirodztwo, nie spodziewałem się (za to duży +), jednak jestem zauroczony owym one-shotem ^^ Super, jeszcze takie słodkie zakończenie. Bardzo mi się podoba! : 3
OdpowiedzUsuńNiestety wiem co musiałaś czuć :(
OdpowiedzUsuńNawet nie tak dawno miałem podobną sytuację. Ktoś otruł mojego pupila (4-letni kocur „Paskuda” ). Najbardziej boli mnie to, że nie pojechałem wraz z bratem do weterynarza, a po fakcie nie miałem dosyć odwagi aby pójść zobaczyć go ostatni raz.
Myśl o tym tak, że zrobiłaś dobry uczynek, a kotek jest teraz w lepszym miejscu :)
Ważniejsze jest, to co zrobiłaś. Większość ludzi prawdopodobnie poszłaby dalej udając, że nie widzą co się stało.
Co do one-shota . Przyjemny. Happy Endy są zawsze najlepsze. Ja akurat w święta mam nieco inne wrażenie. Ludzie są jakoś tak bardziej ponurzy, ale to pewnie tylko takie wrażenie.
Trzymaj się :)
Bardzo ciekawy one shot *.*
OdpowiedzUsuńhttp://reality-is-like-my-dreams.blogspot.com zapraszam.
Muszę z bólem podpisać się pod Kocurem - moi sąsiedzi mieli dużo kotów i jedną kotkę. Mój kociak ją sobie... upodobał ku złości tamtych... a że sąsiadów mam powalonych, najpierw mojemu kotu przebili żebra gwoździem, potem złamali mu łapę, oblali ropą (łysiał), a na końcu przejechali... Nie mogłam tego zgłosić, bo jak? Przecież to mógł zrobić każdy.. taa, każdy.;/
OdpowiedzUsuńOne shot dobry, ale nie podobały mi się dwie rzeczy. Pierwsza, to łzy młodszego brata. W pewnym momencie staje się odważny, nawet nieco lubieżny... a za moment płacze... Jak nie facet. I jeszcze jedno: " Od razu widać, że jesteśmy rodziną." - komentarz trochę nie pasujący do sytuacji. Taki powtarzalny i trochę hamujący akcję. Reszta była okej (pojawiło się kilka literówek, ale o nich wspominałaś.)
Ps: Zapraszam na rozdział. xD
Cudowny one-shot. Zachęcił mnie on do przeczytania pozostałych opowiadań :3
OdpowiedzUsuńTo było przepiękne! Madz świetny styl pisania i cudowne pomysły. Dopiero dzisiaj znalazłam Twojego bloga i jestem absolutnie zakochana. <33
OdpowiedzUsuń-Neko